.

.

Tuesday 31 August 2010

czas na rozruch...by SŁUCHAĆ

Czas na rozruch, na powrót z beztroski lata do jesienno-zimowej codzienności. Zbliżający się czas budzi we mnie respekt i świadomość trudu. Chciałabym mieć w sobie pokój pomimo niepewności.

Uderzające są dla mnie słowa sprzed kilku dni:
Nie przystąpiliście do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do nich nie mówił.
Wy natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego (...) do pośrednika Nowego Testamentu, Jezusa
(Hbr 12,18nn).

Hmm. Żyć przed obliczem Boga w radości dzieci, które pragną w pokoju SŁUCHAĆ i wzbudzać w sobie OWOCE SŁOWA.





Ref: Chcemy słuchać Cię, w miłości Twej
stawać się podobnymi do Ciebie,

niech słowo Twe wzejdzie, weź serca i przemieniaj je!
Daj nam poznać Cię, tak wsłuchać się w prawo Twe,
byśmy byli gotowi, niech słowo Twe zrodzi
prawdziwe owoce wśród serc.


1. Twoje słowo jak lampa dla stóp,
co oświetla nam życie,

pozwól poznać smak Twoich słów
i wylewaj obficie swego Ducha


2. Twoje słowo dla duszy jak miód,
co dzień karmisz do syta,

tak pouczaj i kieruj swój lud,
byśmy doszli do prawdy Twego Syna.


3. Twoje słowo to wcielony Pan,
cała nasza nadzieja.

Tajemnice Twe poznać nam daj,
że to słowo od zawsze było Bogiem.


4. Twoje słowo - obosieczny miecz,
co ma moc nas uwolnić.

Złego ducha oddalaj precz,
naucz nas stale czerpać z tego źródła.


5. Twoje słowo to prawda i Duch,
w Twojej łasce nas wiedziesz.

Miej w opiece, Panie nasz Ruch,
w uwielbieniu wznosimy głos do Ciebie.

Saturday 28 August 2010

"triduum uparciuchów" (3)

28.08 Świętego Augustyna



To zbyt wielki człowiek, o zbyt wielkim umyśle, aby próbować coś mądrego od siebie napisać (najlepiej cytować). Kontynuując jednak wątek "upartości" nasuwa mi się skojarzenie, że tak jak uparcie trwał w swych słabościach, tak po nawróceniu uparcie głosił Ewangelię. 

Analogicznie - nawiązując do dzisiejszego Słowa - można stwierdzić, że tak jak  przez 33 lata życia zaciekle zakopywał swe talenty, tak przez kolejne 30 w niesamowicie błyskotliwy sposób je pomnażał.

Nie mogę nie wspomnieć o św. Monice, która była "jego sumieniem" i przed którą niezbyt skutecznie próbował uciekać... 

W swej otwartości jednak szukał prawdy, która w końcu dotarła do jego serca. W "Wyznaniach" pisze:

Moja młodość była szczególnie obłędna – zwłaszcza zaś jej świt, gdy tak Ciebie prosiłem o czystość obyczajów: »Daj mi czystość i umiarkowanie, ale jeszcze nie w tej chwili«. Był we mnie lęk, że mógłbyś mnie zbyt rychło wysłuchać i od razu uleczyć z choroby pożądania, które chciałem raczej nasycić niż zgasić.

Udawałem wobec samego siebie, że przyczyną, dla której z dnia na dzień odkładam chwilę odepchnięcia wszelkich rachub doczesnych, aby pójść tylko za Tobą, było to, iż mi się jeszcze nie ukazała żadna pewność, ku której mógłbym kroczyć. Lecz teraz nadszedł dzień, w którym stanąłem sam przed sobą obnażony. A sumienie nie szczędziło mi chłosty.

Moja dusza stanęła, nie chciała iść naprzód, chociaż teraz nie miała już żadnych usprawiedliwień. Rozpadły się bowiem i rozwiały wszelkie jej argumenty. Została tylko niema trwoga. Bo niby śmierci lękała się dusza oderwania od owego nurtu przyzwyczajenia, który niósł ją ku śmierci.

To wyznanie ma dla mnie bardzo osobisty wydźwięk i naukę, by nie prowadzić w życiu spekulacji i świadomie nie odkładać nawrócenia "na jutro". Zło jest niebezpiecznym wirem, który "wciąga".

ps
Dziękuję za dzisiejszą Eucharystię, podczas której szczególna wirtuozeria organów i skrzypiec "unosiła" duszę do nieba :-)

Friday 27 August 2010

"triduum uparciuchów" (2)

27.08 Świętej Moniki

Kontynuując wątek z poprzedniego wpisu można stwierdzić, że wyrazem prawdziwego zawierzenia jest wiara uparta, jest wiara wytrwała.

Święta Monika, jak każda kobieta, w swej kruchości cierpiała. Podziwiam ją za to, że łzy bezradności potrafiła zamienić nie tylko na żarliwe wołanie i także towarzyszenie synowi. Nie poddała się, wytrwała w nadziei przez 17 lat. Szturmowała niebo jak Maryja, jak Syrofenicjanka, jak wdowa naprzykrzająca się niesprawiedliwemu sędziemu. 

Augustyn przyznaje: Nie potrafię wyrazić słowami, jak bardzo mnie kochała i o ile bardziej cierpiała, rodząc mnie do życia duchowego, niż wtedy, gdy mnie wydawała na świat.

I jeszcze słowa dzisiejszej modlitwy Kościoła: 
Boże, pocieszycielu zasmuconych, Ty miłosiernie przyjąłeś matczyne łzy świętej Moniki i udzieliłeś łaski nawrócenia jej synowi Augustynowi,  daj nam za wstawiennictwem ich obojga opłakiwać nasze grzechy i znaleźć Twoje przebaczenie...

I moje dopowiedzenie: Pomóż Panie żyć tak, aby drugi człowiek przeze mnie nie płakał. 

Święta Monika jest patronką dnia moich urodzin.
Dlatego dziś, szczególnie dziękuję rodzicom za dar mojego życia
i proszę o ŻYCIE dla syna.


To nie możliwe, by syn tylu łez zginął!


Thursday 26 August 2010

"triduum uparciuchów" (1)

26.08. Upór z Kany

Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? (J 2,4).
Dla mnie są to słowa Pana Jezusa do Matki, które niepokoją, czy wręcz rażą.

Bywa tak, że gdy nie potrafimy wyjaśnić trudnych spraw, zwłaszcza tych, które nie pasują do naszych wyobrażeń, to staramy się je złagodzić albo nadać im odmienny sens. Tracimy jednak wtedy możliwość właściwego zrozumienia, a więc do roboty. Podzielę się tym co do mnie dotarło:

Matka słysząc odmowę wcale nie daje za wygraną, okazuje się bardzo rezolutną kobietą i jakby nie słysząc odpowiedzi Syna mówi do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,5)

Przypomina mi się w tym momencie dialog Jezusa z Syrofenicjanką, która prosiła o zdrowie dla swojej córki i w odpowiedzi usłyszała nieprzyjemne słowa: Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom. (Mk 7,27)
Ona jednak z pokorą, ale i stanowczością odpowiedziała:
Tak, Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci (Mk 7,28).

 
Nie dała się zbyć negatywną odpowiedzią i ze względu na jej upartą wiarę uzyskała to, o co prosiła. Podziwiam jej odwagę.
Ktoś powiedział, że mamy w tym momencie do czynienia z tzw „modlitwami niewysłuchanymi”. Pan Jezus w pierwszej reakcji odrzuca prośbę. Dzięki wytrwałości proszącego spełnia prośbę, ale niekoniecznie od razu i niekoniecznie w taki sposób, jakbyśmy sobie tego życzyli.

Modlitwa jest spotkaniem i dialogiem, w którym najważniejsza jest więź. Katechizm mówi:
Modlitwa – czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie – jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli.
Modlitwa jest o tyle chrześcijańska, o ile jest komunią z Chrystusem.

Warto więc uczyć się od Maryi dobrego uporu i wytrwałości. 

w kruchym życiu

Wróciłam po pracy zmęczona. Z niemałą ulgą ucieszyłam się chwilą wytchnienia. Nagle telefon od rodziców. W słuchawce usłyszałam słaby głos mamy:
- Jest źle, tracę przytomność.
Boże, znowu! Już jadę. Tylko z Koronką do Miłosierdzia jestem w stanie jakoś przejechać przez miasto i zaakceptować nieuchronny upływ czasu, który akurat w takim momencie chciałabym, aby się zatrzymał.

W końcu docieram. Widzę, w apogeum cierpienia, nie tylko ciało mamy, ale i jej duszę.
- Zawołaj księdza, niech mi pomoże wreszcie odejść z tego świata. Nikomu nie jestem potrzebna, tylko jeszcze ten mój kochany wnuk...

Zadrżałam, jeszcze nigdy nie usłyszałam od niej takich słów.

Póki co walczymy. Kilka drobnych zabiegów, podanie leków, próba wyciszenia drgawek i niech czas tym razem płynie jak najszybciej, żeby leki zadziałały, żeby było lepiej, żeby nie cierpiała...

Siedzimy w milczeniu, bo rozmowa przeszkadza.

W końcu długo oczekiwany moment:
- Wiesz, chyba już po najgorszym. Coś ze mnie schodzi.

Kontrola parametrów - jest rzeczywiście lepiej. Chwała Bogu! 
Zaczynamy cichutko rozmawiać. Powraca do życia, do jej małych planów, ale jakże ważnych w jej kruchym życiu... ale ciągle jeszcze ŻYCIU... którego ubywa z dnia na dzień... w drodze do ŚWIATŁA...


Wednesday 25 August 2010

Jedność oraz wolność miłości i pragnień

 Dziś, po raz kolejny na Eucharystii, usłyszałam kolektę, która mnie zastanowiła:

Boże, Ty jednoczysz serca Twoich wiernych
w dążeniu do Ciebie,
daj swojemu ludowi miłować to, co nakazujesz
i pragnąć tego, co obiecujesz
,
abyśmy wśród zmienności świata
tam wznieśli nasze serca,
gdzie są prawdziwe radości…

O God, you unite the hearts of all your faithful.
Teach us to love what you command,
and to long for what you promise,
(...)
help us to seek the values that will bring us lasting joy
in this changing world...
(nieco inna wersja z angielskiego mszału)

Po pierwsze: w modlitwie tej postawiony jest akcent
na jedność - taką wieczernikową,
ale nie tą za zamkniętymi drzwiami (ze strachu przed Żydami),
ale jedność po zesłaniu Ducha Świętego
- wspólne, ale różnorodne uwielbienie Boga,
tak jak pozwalały charyzmaty.

Po drugie:"miłować to, co nakazujesz
i pragnąć tego, co obiecujesz
" to jakby pozorne ograniczenie miłości i wolności w pragnieniach, prawda?
Czy po ludzku można nakazać komuś kochać, albo czegoś pragnąć? Myślę, że nie.

Czy Pan Bóg może nakazać kochać, albo pragnąć?
Myślę, że tak, że to Boży paradoks, ponieważ
wybór Bożych nakazów miłości i Bożych pragnień to wolność.
Ich wypełnienie prowadzi do prawdziwej radości
teraz i potem...


:-)

Monday 23 August 2010

poruszeni... czyli "poprawiny ślubnych refleksji"

Wiele par małżeńskich początek swej wspólnej drogi
zaczyna perfekcyjnie: od wzruszającego ślubu
i hucznego wesela
. Dobrze jednak, gdy perspektywa
mozolnego budowania miłości, budzi respekt, a równocześnie
przeświadczenie, że ludzkimi siłami niewiele da się zrobić
.

Trudno nie docenić wysiłku rodziców, rodzeństwa, znajomych,
którzy zrobili wszystko, co tylko w ich mocy by
w "weselnej Kanie Galilejskiej" niczego nie zabrakło,
by słowem wyrazić to co się da, a gestem czy wzruszeniem
pokazać to co trudno jest zwerbalizować.

Sporo trzeba było wysiłku, aby nic ważnego nie umknęło,
pomimo napięcia w oczekiwaniu na kulminację -
- przysięgę małżeńską - podczas której ich drżące ręce
(poprzez stułę) chwyta Pan i od tej chwili mogą być już
na zawsze RAZEM we TROJE.


Cudownie było wreszcie patrzeć na wdzięczność Temu,
który jest Dawcą ich miłości i włączyć się w uwielbienie
wypowiedziane,
wyśpiewane,
wyklaskane,
delikatnie wytańczone
i w czerwieni róż tak pięknie u Jego stóp złożone. 

Spoglądając na małżonków wśród gości -
- którzy ślubowali sobie całkiem niedawno
i może "trochę" dawniej - można było wyczuć jak bardzo
biją im serducha, poruszane słowami o miłości,
o której słyszeli na swych zaślubinach
i do której ciągle pragną dążyć. 

Trudno wreszcie, aby w nas wszystkich nie
rozbudziły się na nowo pragnienia wzrostu miłości,
która nie tyle wyczekuje,
ile uprzedza w swej dobroci i mobilizuje
do tworzenia oaz barwnej codzienności.




I jeszcze nasuwa mi się jedno słowo dopowiedzenia:
Miłość to pragnienie bycia silnym, w walce ze słabościami.


 

Sunday 22 August 2010

po-ślubie-ni


Gdy isz+iszsza znaczy JEDNO.

Towarzysząc różnym parom narzeczonych, a chwilę potem już małżonków, mogę powiedzieć, że niewątpliwie wszystkich rozpierało pragnienie MIŁOŚCI, która najpierw daje, a potem oczekuje.

W mojej pamięci - także modlitewnej - pozostają obrazy
różnych par o:
miłości niesamowicie troskliwej i taktownej...
miłości spontanicznej, łączącej przeciwieństwa...
miłości drżącej, a zarazem radosnej...
miłości dbającej o szczegóły, ale i cieszącej się zaskoczeniami...
miłości tryskającej duchem uwielbienia Pana...
miłości silnej, która u swych początków pokonała wiele trudności...

Wdzięczna jestem za możliwość udziału w takich uroczystościach,
także dlatego, że są one dla mnie okazją do postawienia wielkiego znaku zapytania o moją miłość.

Thursday 19 August 2010

słuszne

Czasami trudno jest wyzbyć się takiego "podskórnego"
poczucia niesprawiedliwości, w związku z jednakowym
wynagrodzeniem robotników pracujących w winnicy,
przez różną ilość godzin.

Jak pojąć sercem, że to nie my zbawiamy siebie własnym
poczuciem sprawiedliwości, tylko to BÓG NAS ZBAWIA?

Powyższy dylemat zdaje się być nie na miejscu w świetle słów:
Dlaczego patrzysz zazdrosnym okiem na to,
że jestem dobry?
Dlaczego jest w nas zazdrość oczu, myśli, słów o to,
że Pan Bóg chce zainwestować w człowieka,
że każdemu daje równe szanse.

Gdy wydaje ci się, że dostajesz mniej,
to może zamiast narzekać, TY daj z siebie więcej.
Ależ to dziwne, zazdrościć komuś Bożej łaski.

I jeszcze na zakończenie słowa "żarówki":
CO BĘDZIE SŁUSZNE DAM WAM.
Więc może pozwólmy swemu Stwórcy na hojność
i nie próbujmy ograniczać Jego dobroci,
ponieważ wiara polega na zaufaniu, że Bóg wie lepiej.
 
Przemieniaj więc PANIE, nasze "krzywe spojrzenia".



            Według wiary,
            a nie dzięki widzeniu
            postępujmy
.  (2 Kor 5,7)

Wednesday 18 August 2010

"klapki" na oczach, uszach, umyśle?

Ambitny plan, aby jako WDW spotykać się co drugi tydzień
pomimo wakacji, udało nam się zrealizować bez problemu.
Po prostu odczuwaliśmy taką potrzebę i tęsknotę.
Ostatnie spotkanie powiało naprawdę głębią Ducha.
Zdaje się, że są to efekty modlitewnego szturmu
za siebie wzajemnie. Tak trzymać!!!

Dopiero w ostatni poniedziałek zauważyłam,
że "łapiąc uchem" słowa: 
Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę,
a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego,
i będziemy u niego przebywać.
(J 14,23)

- zmieniłam ich sens.

Oczyma wyobraźni do niego, u niego widziałam z dużej litery - myśląc, że chodzi o Boga Ojca. Jakby tego było mało, są przecież jeszcze słowa z Apokalipsy: Oto stoję u drzwi i kołaczę - jeśli kto głos mój posłyszy i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną.” (Ap 3,20)

To Bóg przychodzi do człowieka. 

Kilka dni temu usłyszałam niby oczywiste słowa:
To my mamy szukać Boga, a nie On nas,
To my mamy przychodzić do Pana, a nie On do nas.
W praktyce i tak wychodzi odwrotnie:
Przychodzisz Panie mimo drzwi zamkniętych...


I może jeszcze drugi fragment:
Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie. (J 14, 28-29)

Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca - to chyba rzeczywiście najpiękniejsze słowa jakie może wypowiedzieć umierający swoim bliskim. I odwrotnie: Łatwiej jest odchodzić umierającemu, gdy widzi, że rodzina godzi się z jego umieraniem.

Nie mogę tu nie przywołać słów mojej mamy, która wielokrotnie ocierała się o granicę życia i śmierci. Gdy "powracała" widząc nas zdenerwowanych i smutnych i w bezradności zapłakanych, mówiła: "Kiedy to wszystko się skończy, pamiętajcie, żebyście przypadkiem za mną nie płakali... tam było tak dobrze, jasno, spokojnie i bez bólu". 

Mama ciągłe jest z nami i dzielnie znosi cierpienie.
Nie boi się śmierci, bo WIE, że TAM jest
POKÓJ = SZALOM = SPEŁNIENIE
nie tak jak daje świat...(J 14,27)

Monday 16 August 2010

pozorne pomieszanie

Sporym zdziwieniem był dla mnie fragment Ewangelii
o Nawiedzeniu św. Elżbiety
czytany w Święto Wniebowzięcia NMP.

Mądry homileta w zręczny sposób wytłumaczył,
że Magnificat wypowiedziany przez Maryję,
jest rodzajem proroctwa, jakie spełniło się
poprzez wzięcie Jej ciała i duszy do nieba.


A może Magnificat nie był wyśpiewany,
tylko wyszeptany - jak to kobieta kobiecie :-)


Sunday 15 August 2010

Wspominkowa niedziela

Oj, zupełnie niespodziewanie "zagrzmiało we mnie" słowo 
pewnej sierpniowej niedzieli (dokładnie 08.08.2010):

...szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających...
...komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie...


W czasie Mszy było kilka momentów ważnych dla mnie wspomnień:
  •       Homilia wypowiedziana silnym, podniesionym głosem (jak za dawnych lat):
    1. o byciu gotowym

    2. o tym, że każdy pamięta gorycz przebywania w ciemności grzechu (oj tak)

    3. o tym, że w  średniowieczu ludzie żyli dłużej czyli 30- 40 lat na ziemi + cała wieczność.
    W obecnych czasach sporo wysiłku wkładamy, by przedłużyć owe 30-40 lat do 60-70, a i tak żyjemy krócej.... bo co z życiem wiecznym? 
  •      Na Komunię pieśń o przejmującej melodii, którą poznałam przy okazji mojej I Komunii Świętej. Zawsze "mam na plecach ciary", gdy ją śpiewam:
    Ja wiem w Kogo ja wierzę...

    Ja wiem w Kim mam nadzieję...

    Ja wiem Kogo miłuję...
    ...gdy słabnie ducha moc
     
  • Ja wiem???
  •     A na zakończenie piosenka z moich pierwszych rekolekcji, gdy byłam nastolatką:
    Pewnej nocy łzy z oczu mych...

 To była "moja" Eucharystia...
z garścią moich dobrych wspomnień...


Saturday 14 August 2010

z lekko ułańską fantazją

Jeszcze jedno wakacyjno-rodzinne wspomnienie dotyczące
mojego śp.wujka - Lwowiaka, który był ułanem doborowego
14 Pułku Ułanów Jazłowieckich.
Będąc w Grudziądzu - mieście kultywującym tradycje
kawaleryjskie przypomniałam sobie niezwykły takt i ogładę
mojego zacnego krewnego i z dumą wypatrywałam
wszelkich oznak kawalerzystów spod Jazłowca,
noszących żółte proporce, żółte lampasy i żółte otoki.

      Ależ byłam zaskoczona, kiedy to przeglądając zbiór
kawaleryjskich żurawiejek (piosenek) natknęłam się na zdanie:
Tylko ludzie mający wysokie poczucie wartości,
potrafią śmiać się sami z siebie.
Widać kawalerzyści takimi byli
i takiego wujka noszę w swej pamięci.

Jakby na potwierdzenie tego spostrzeżenia, na grudziądzkim
pomniku ułana widnieje rubaszny napis:


Bo serce ułana,
Gdy położysz je na dłoń:
Na pierwszym miejscu panna -
Przed panną, tylko koń.

Wujek zmarł 2 lata temu na obczyźnie. Miałam szczęście towarzyszyć jego ostatnim chwilom. Cicho, otoczony przez najbliższych - w dzień poświęcony Sercu Pana Jezusa - odszedł do Domu Ojca, tak jakby Matka Boża Jazłowiecka, którą otaczał szczególną czcią, ujęła za rękę swego kawalerzystę i poprowadziła do miejsca wiecznego dowodzenia Jej Syna. 

Zawsze chciał powrócić do Polski i tak się stało.
Jego prochy zostały złożone w Szymanowie
tuż przy Sanktuarium Matki Bożej Jazłowieckiej
(której figura została przewieziona z Ukrainy do obecnej Polski).


Ty się uśmiechnij do nas jak do dziecka,
 O Pani nasza, Matko Jazłowiecka.

Friday 13 August 2010

sentymentalnie o... tataraku

Zwiedzając różne miejsca, zwykle próbuję znaleźć coś dla siebie. Spacerując po uroczych Plantach w Grudziądzu, musiałam odstawić na bok, swój z lekka szowinistyczny lokalny patriotyzm i uznać wyższość Wisły nad Wartą pod względem niesamowitego czaru tamtego miejsca. Sporym zaskoczeniem dla mnie było to, że średniowieczna nadwiślańska zabudowa to nie zamek, tylko spichrze i towarzyszące im budynki. 


Jakoś tak niespodziewanie natknęłam się na informacje
dotyczące, realizowanego tam kilka lat temu,
filmu Andrzeja Wajdy "Tatarak" na podstawie
opowiadania Iwaszkiewicza. Na planszach obok zdjęć 
wypisane były różne cytaty. Uogólniając można
stwierdzić, że dotyczyły one przeciwieństw:
życia i śmierci, teraźniejszości i przemijania,
młodości i starzenia się, beznadziei i przebudzenia...







Symbolem tej dwoistości jest tytułowy tatarak,
ziele, które ma dwa zapachy: liście mające łagodną woń trochę tylko trącającą wschodnim nardem i część zanurzona w wodzie o woni błotnistego iłu, gnijących rybich łusek... aromatu śmierci.







Filmu nie widziałam, ale słyszałam opinie, że jego realizacja przerosła wszelkie oczekiwania twórców. 83-letni letni reżyser przyznaje: "Długo żyję, nigdy jednak nie przypuszczałem, że przydarzy mi się coś takiego. A tu nagle okazuje się jak warto jest żyć, ponieważ mogą wydarzyć się rzeczy zdumiewające."

jak warto jest żyć...

Niektórzy twierdzą, że życie nie jest czarno-białe, tylko szare i tylko na krótko przyjmuje wszystkie barwy tęczy.

Przyglądając się czarno-białym, szarym czy tęczowym barwom życia różnych ludzi, zastanawiam się nad kolorytem swojego życia.

Broń Panie od szarości zniechęcenia, lęku i osamotnienia,
aby ciągle na nowo i w ciągle odradzającej się młodości ducha,
mieszać nowe barwy tęczy Twojej Łaski.

to nic, że inni są szczęśliwsi innym szczęściem...
to nic, że inni mają większe poczucie bezpieczeństwa...
to nic, że inni potrafią lepiej przezwyciężać trudności...
to nic, że inni...
to nic...

jak warto jest żyć, a nie gnić...

Thursday 12 August 2010

w odpowiedzi na oczekiwanie

Wszystkich zniecierpliwionych bezruchem na moim blogu
pragnę zapewnić, że kolejne "powyjazdowe"  notki
- mam nadzieję - zaczną pojawiać się
z nieco większą regularnością.


Zachęcam do zamieszczania swoich uwag w komentarzach.
  W wersji oficjalnej z pewnością będą one dla mnie 
czynnikiem bardziej mobilizującym.

Tymczasem uczmy się cierpliwości w oczekiwaniu :-)))

               naucz mnie
        PANIE
      czekać

Wednesday 11 August 2010

powrót z "buszu" ;-)

 Czas wreszcie "zainaugurować" miesiąc sierpień
w tym oto miejscu. Faktycznie trudno nazwać przestrzeń,
w której przebywałam w ostatnich dniach "buszem",
ale nieco odmienny rytm dnia nie pozwalał
na dłuższe zatrzymanie się przed komputerem. 


Ponadto, po powrocie doznałam lekkiego szoku.
Widząc swoje odbicie w lustrze u fryzjera
wykrzyknęłam: "O rety! wyglądam jak bushman"!
Po krótkim namyśle sprostowałam:
"a może raczej jak bushwoman":-)
Oups, zdaje się, że właśnie stworzyłam nowe słowo.
Niech żyje radosna twórczość!


Tak więc wróciłam z buszu z kuferkiem kilku
niepoukładanych myśli, które mam nadzieję

"zamieścić w sieci" w najbliższym czasie,  
aby nie umknęły w niepamięć.

Tymczasem wdzięczna jestem za darowany mi czas:

- za spotkania w Wymiarze Najdoskonalszym
- za działkowe ADHD :-)
- za radosne oczy starszych ludzi, którzy ciągle mają tak wiele
  do zrobienia i to konsekwentnie realizują!!!

- za klekoczące bociany, które czasami nocą nie dawały spać 8-)
- za piękno i głębię ciszy
- za potęgę ducha przeszłości, na której z dumą pragnie się
  tworzyć teraźniejszość i przyszłość

- za wartość spotkania z drugim człowiekiem, które obnażało
  małość mojego myślenia
  


to be continued soon... I hope :-)