.

.

Monday 28 February 2011

być dzieckiem jak… jaszczurka

„Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko,
ten nie wejdzie do niego”
Przyjąć codzienność jak dziecko,
które wie, że jest małe,
które wie, że nie umie,
które wie, że jest Ktoś bardziej dorosły i może mu pomóc.

Gdy upadnie na ziemię, popłacze (lub nie),
ale wstaje bez tragedii, bez rozpaczy, bez załamania dumy,
bo wie, że jest niezaradne.
 Problem zaczyna się wtedy, gdy dziecko „dorośleje”
i chce być nauczycielem dla siebie, innych (nie wyłączając Pana Boga). Zapomina, że wartość człowieka nie wynika z faktu
dążenia do bezgrzeszności, ale z poczucia bezmiaru łaski
danej niezdarnym dzieciom ziemi.

Do królestwa Bożego nie wchodzi się z powodu doskonałości,
sukcesów czy osiągnięć, ale z powodu Bliskości.

Nie wiem dlaczego, ale dzisiejsza Ewangelia kojarzy mi się
z etiopskim przysłowiem:

"Im mniejsza jaszczurka,
tym większą ma nadzieję,
że zostanie krokodylem."



Im więcej w nas dziecięctwa,
tym większa nadzieja na Jego Królestwo,
które nie jest jakąś abstrakcyjną nagrodą,
ale więzią miłości-Miłości.

Saturday 26 February 2011

"niby drzewa"

Kilka dni temu dopadło mnie paskudne zapalenie spojówek,
do tego stopnia, że momentami widziałam świat jakby przez mgłę. Spore było moje zdziwienie, gdy zorientowałam się, że właśnie tego dnia w Liturgii Słowa, czytany był fragment o uzdrowieniu niewidomego (Mk 8, 22-26).
Okazuje się, że Pan Jezus przywraca wzrok dwuetapowo.
Najpierw nakłada na oczy ślinę, którą Żydzi uważali za lekarstwo
na chorobę oczu. Na pytanie: „Czy widzisz co?”
otrzymuje odpowiedź: „Widzę ludzi, bo gdy chodzą,
dostrzegam ich niby drzewa”
(w innym tłumaczeniu
„chwiejące się drzewa”).


Ach czyż takie postrzeganie świata nie jest nam bliskie,
gdy traktujemy innych jak chwiejne, bezduszne drzewa,
a sami jesteśmy jak kłody?
Pan Jezus jednak na tym nie poprzestaje -
- nakłada ręce tak, że tamten odzyskuje wzrok w pełni
i widzi „jasno i wyraźnie”.

Słyszałam jeszcze inną interpretację tych słów:
Gdy patrzymy na krzyż jako na martwe drzewo,
to jest ono znakiem śmierci – czyli ciężaru trudnego do uniesienia.
Gdy patrzymy na Krzyż, na którym jest Ciało Pana,
które za moment Zmartwychwstanie,
to jest On znakiem Życia.

Panie Jezu, proszę spraw,
aby Twój Krzyż nie był dla mnie przytłaczającym,
martwym drzewem widzianym niewyraźnie,
lecz źródłem Życia, które jest już, już… tuż, tuż…
by moje życie nie było chwiejnym,
ale pełnym nadziei na Twoją Obecność.

Thursday 24 February 2011

"walentynki" inaczej

(Umieszczając ten zaległy wpis, pozdrawiam przede wszystkim tych,
którzy czują się zawiedzeni ciszą na moim blogu.
Chciałabym obiecać poprawę ;-)

Świętowanie nieco innego wymiaru "walentynek" przez tych,
którzy chcą być zakochani w Panu, stało się pewną tradycją. 
W przeszłości wysłaliśmy Panu Bogu "mega walentynkę"
w formie wielkiego serducha z naszymi podpisami.
Innym razem wpinaliśmy małe serduszka ze swoimi imionami
w sieć Jego Miłości. Symbolicznie składaliśmy też pocałunek
miłości na Jego "bijącym sercu", jakim jest ołtarz Ciała i Krwi Pana.


Tym razem czasowo "walentynki" zbiegły się z naszą chęcią
obejrzenia filmu "Ludzie Boga" - o miłości,
która jest tak potężna, że z wyboru prowadzi aż do śmierci.
W rzeczywistości filmu tego nie widzieliśmy, ponieważ na czas
"walentynek" wycofano go z ekranów kin (widać dotyczył on
miłości wybitnie niepopularnej w dzisiejszym świecie - niestety).



Poczytałam jednak "Tchnienie Daru" - dziennik brata Christophe'a,
jednego z siedmiu zakonników, mieszkających w Algierii w czasie
wojny domowej, którzy pomimo możliwości wyjazdu pozostali
z niewinnymi ofiarami bratobójczych walk, oddając swoje życie.
W swych zapiskach pokazuje jak przekracza kolejne progi
składania daru z siebie.

Pisze: "Panie, do kogóż pójdziemy?
Ty masz słowa życia wiecznego
Twoje słowo daje nam żyć wiecznie w nas...
Do kogóż pójdziemy...
Twoje słowo pozwala nam tu żyć, zostajemy więc, trwamy.
Ach, Ty przyjdź, Panie, tutaj."


W innym miejscu:
"...nasze życie jest martwe
...dla siebie nawzajem mamy tylko przemoc
...czy nie widzisz przyjacielu, że jest inaczej?
Że gdy przyjrzę się raz jeszcze ukrzyżowaniu, dostrzegę
przeistoczenie tej strasznej śmierci w triumfujące życie?
A dowód, spytasz, jaki dowód?
Nic poza tym: życie jest możliwe".


"Muszę wygrać w sobie walkę o  POKÓJ.
Otrzymać go z Twoich przebitych dłoni "


Ach można by tak cytować całą książkę...
Czas obejrzeć film, by inaczej przeżyć
"randkę" z Miłością Niezniszczalną,
wsłuchać się w Jej głębię, wpatrzyć się w Jej piękno
i przylgnąć bez strachu,
aby nie sprawdziły się w nas słowa Josifa Brodskiego:
"Jeżeli człowiek raz skulił się
przed przemożnym wpływem strachu,
to na zawsze przesądził przyszłość swego kręgosłupa:
z całą pewnością znów się kiedyś skuli".


Ucz Panie żyć miłością, która "przychodzi i odchodzi
zawsze w swoim czasie, nigdy w naszym.(...)
Należy do radości, która
 jest niczym drabina światła w naszym sercu.
Prowadzi znacznie wyżej, niż my sięgamy, wyżej,
niż ona sama sięga: tam, gdzie jest jedynie to, co nieuchwytne."

Saturday 12 February 2011

BLOOD DROPS - SNOWDROPS

Czytany w niedzielę list pasterski na Światowy Dzień Chorego,
okazał się dla mnie wprowadzeniem w specyficzny tydzień.

W tych właśnie dniach był pogrzeb przedwcześnie zmarłego
męża mojej koleżanki, który cierpiał tak strasznie,
iż wszyscy wiedzieliśmy, że śmierć jest dla niego wybawieniem.
W środę w moich rękach zastygało ciało
jednej z pacjentek.
W międzyczasie dotarła do mnie prośba o modlitwę
za nowo narodzone dziecko, które walczy o życie
i za jego rodziców.

W pewnym momencie rodzi się pytanie:
Dlaczego krzykliwy świat sukcesu, bogactwa i wiecznej młodości
góruje nad cichymi sanktuariami niepełnosprawności, bólu,
starzenia się i umierania?
Dlaczego czasami uciekamy przed światem przecież istniejącym,
zamiast uczyć się w nim żyć?


Pomocą jest dla mnie tegoroczne hasło Dnia Chorego:
„Krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni” (1 P 2, 24).

Ran, które jak mówi Benedykt XVI "stają się znakiem
naszego odkupienia, przebaczenia i pojednania z Ojcem.
Stają się jednak także próbą dla wiary uczniów i dla naszej wiary:
za każdym razem, gdy Pan mówi o swojej męce i śmierci,
oni nie rozumieją, odrzucają, przeciwstawiają się"

aż do momentu Zmartwychwstania.



Długa to i żmudna droga przemiany naszego myślenia,
  ludzi cierpiących jak i tych, którzy im towarzyszą.

Przemiany Kropli Krwi Pana (BLOOD DROPS)


w śnieżnobiałe "krople" Zmartwychwstania (SNOWDROPS*),

których konsekwencją niech będzie pokój i uzdrowienie serca.


*snowdrop - przebiśnieg

Thursday 10 February 2011

read ME!

Minęło już trochę czasu, od momentu kiedy zrodziło się
we mnie pragnienie dotyczące przeczytania
Pisma Świętego w całości.
(Pisałam o tym w ostatnich dniach ubiegłego roku.)
 
Czas więc na krótki "raport" :-)
  Lektura Słowa Bożego jest stałym punktem dnia,
do którego nie potrzebuję się zmuszać.
Słysząc nieco żartobliwe stwierdzenie:
"Bez czytania nie ma śniadania",
dostosowałam je do swojego planu dnia.
Brzmi więc ono następująco:
"Bez czytania nie ma spania".

Wypracowałam sobie własną taktykę,
plan i dostęp do komentarzy dotyczących trudniejszych
lub dziwnych dla mnie kwestii. Problemem największym jest
jednak to, że sporo z pamięci „ucieka”.
Czy jednak chodzi o to, aby wszystko pamiętać?
Czy w ogóle możliwe jest ogarnięcie Słowa Bożego umysłem?


 Chociaż przeczytałam dopiero 7 ksiąg,
mam poczucie uczestniczenia w niezwykłej przygodzie,
która polega na czytaniu najdłuższego Listu świata.
 
Któż z nas nie lubi dostawać listów, kartek pocztowych, maili?
Któż z nas ich nie czyta?
Dlaczego więc nie przeczytać tego Niezwykłego Listu,
którego Nadawcą jest Nasz Stwórca?
Dlaczego nie poznać Tego, który jest Dawcą wszystkiego
co mamy teraz i w wieczności?


*   *   *  
Oby moja Biblia, która już od dawna
nie jest tak nieskazitelnie nowa,


 a bywa „wzbogacana” w taki oto sposób:



 nigdy - spod warstw duchowego kurzu zapomnienia -
nie musiała wołać: "Czytaj mnie!"


Panie Boże, proszę o umiejętność
czytania Biblii z życiem, a życia z Biblią.


Tuesday 8 February 2011

TODAY is a gift but TOMORROW?



TO CO WCZORAJ - JEST HISTORIĄ

TO CO JUTRO - JEST TAJEMNICĄ

TO CO DZISIAJ - JEST DAREM

Tym razem (trochę przypadkowo, trochę celowo)
zamieszczam sentencję w barwach Shreka
:-)
(to tak w nawiązaniu do poprzedniego wpisu)
bo ciągle wracam myślami do rozmowy,
która dotyczyła tego, na ile zmieniać teraźniejszość,
kierując się niespokojną troską o przyszłość,
a na ile pozostawiać ją własnemu tokowi.

 
Przyszłość jest rzeczywiście tajemnicą,
ale w jakimś stopniu złożoną przez Pana Boga
w nasze ręce, prawda?

 
Piękne są słowa świętej Edyty Stein, że
"Posiadamy w sobie dużo więcej możliwości
niż o tym wiemy."


Panie, proszę o umiejętność i rozeznanie
kiedy i jak
te możliwości nam darowane, dobrze wykorzystać,
na Twoją, a nie naszą chwałę.


Sunday 6 February 2011

"syndrom SHREKA 4"

Prowadząc rozmowy, czasami mam wrażenie,
że patrząc na swoje dorosłe życie,
zachowujemy się dość kapryśnie twierdząc,
że chcielibyśmy więcej, lepiej, inaczej.

Takie myślenie mam ochotę nazwać
"syndromem Shreka 4", który będąc znużonym codziennością,
nie potrafi, ani zauważyć, ani docenić tego co ma.

Znamienne są słowa trzeźwo myślącej Fiony:
"Przecież masz wszystko to co ważne: rodzinę, która cię kocha,
przyjaciół, którzy cię uwielbiają.
Dlaczego jedyna osoba, która tego nie dostrzega to ty?"



Łatwo jest wtedy ulegać namowom zła,
które niestety okazuje się
znacznie inteligentniejsze od nas



i ani się nie obejrzymy jak znajdziemy się w klatce
naszych - jak się okazuje - pseudo wspaniałych pragnień.


"Shrekowa opowieść" pokazuje nam jak wiele trudu
trzeba włożyć, by powrócić do stanu pierwotnego -
- tego zwyczajnego i niekoniecznie szarego.


Dobrze, że ciągle mamy szansę powrotu.
Dobrze, że Pan Bóg potrafi nas prowadzić nawet drogami,
które sami sobie komplikujemy i utrudniamy.
Dobrze, że cierpliwie uczy nas cieszyć się teraźniejszością.

Ktoś mądrze powiedział:
"Szczęściem jest podróż, a nie osiągnięcie celu."
"Nie ma lepszej chwili, aby być szczęśliwym,
jak teraźniejszość."
Trudne ? Tak.
Możliwe? Tak.
W czym więc problem...
...a może raczej w kim?

Panie Boże dziękuję Ci, że Jesteś...
...najcierpliwszym Ojcem świata :-)

Thursday 3 February 2011

Święto Ofiarowania Pańskiego...świętem Światła

Przez prawie 6 lat, praktycznie każdego drugiego dnia miesiąca
spotykamy się w naszej parafii na tzw. APELU PAPIESKIM,
podczas którego m.in.przypominamy nauczanie
i osobę Ojca Świętego - Jana Pawła II.
Nabożeństwo to ma różne formy, ale gromadzi najwytrwalszych,
którzy pragną młodości ducha w Kościele.
Jeden z moich znajomych powiada, że zwykle "słuchamy oczami"
co oznacza, że słowo mówione staramy się zobrazować
za pomocą symboli czy dynamizacji.

Kiedy kilka dni temu usłyszałam fragment Ewangelii,
aby nie stawiać światła pod korcem,

pomyślałam: "mamy gotową" dynamizację
na nasz apel w Święto Ofiarowania,
które jest przecież świętem tak pełnym światła.

"Czy po to wnosi się światło,
by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem?
Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku?
Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw."
(Mk 4,21-22
)

Słysząc słowa Symeona, mówiącego że
"moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,

któreś przygotował wobec wszystkich narodów:
 światło na oświecenie pogan"
można powiedzieć, że jest to Światło
na oświecenie „poganina” tkwiącego w każdym z nas
.

Naturalną potrzebą serca zdaje się być chęć
wydobycia z ukrycia swej duszy tego,
co jest w niej ciemnym, duchowym pogaństwem,
by dzięki Panu Jezusowi stało się ono światłem.


I tak symbolicznie, prosząc Tego,
który jest Światłością Świata


wyciągaliśmy "swoje" zacienione światełka "spod korca"
czyli z mroków swego sumienia



i stawialiśmy je na "świeczniku" w Jego bliskości
aby je przemieniał w światło...


...niektórzy nawet kilka… :-)

I jeszcze może odrobina "myśli-perełek", gdzieś tam wyczytanych:

"Gdy Chrystus wchodzi do świątyni,
kończy się kapłaństwo Starego Przymierza,
a rozpoczyna w Nim i przez Niego kapłaństwo nowe,
w którym On sam staje się Ofiarą."

"W Maryi widzimy Tę, która przez swoje fiat
sprowadziła Światło Boże na ziemię."

W adhortacji "Vita consecrata” Jan Paweł II pisze:

„Równa godność wszystkich członków Kościoła
jest dziełem Ducha, opiera się na chrzcie i bierzmowaniu,
a umacnia się dzięki Eucharystii.

Wszyscy w Kościele są konsekrowani, ale posługa święceń 
i życie konsekrowane zakładają istnienie odrębnego powołania
oraz szczególnej formy konsekracji,
która przygotowuje do specjalnej misji.”


Niech żyje vita consecrata w nas :-)