Reakcje na
mój poprzedni wpis przekonały mnie,
że warto przywrócić dyni pozytywną wartość.
Faktycznie jest to urodziwe i smaczne warzywo.
Uprawiam je co roku na działce.
Kilka
lat temu jeden z pędów płożących się zwykle po ziemi,
wykazał się niebywałą
fantazją i za pomocą wąsów czepnych,
wspiął się na płot na wysokość ok 1 metra.
Patrzałam na to zjawisko z lekkim przymrużeniem oka,
ale kilka dni później
okazało się,
że na jego końcu pojawiła się śliczna, żółta, gładka jagoda,
która
chyba chciała wzrastać bliżej nieba.
Ściągnięcie łodygi na ziemię było równoznaczne z jej
połamaniem.
Pozostawienie – oznaczało, że rosnąca szybko dynia
spadnie pod swym
ciężarem i efekt będzie równie żałosny.
Mój tato – troskliwy ogrodnik – widząc
trudne położenie dyni,
zbudował dla niej półkę.
Wywoływało to zaciekawienie sąsiadów,
którzy z radością kibicowali dyni alpinistce.
I tak wyrosła urodziwa dynia będąca
owocem nierozważnego pędu,
który pomimo wysokości, pokonując grawitację,
dzielnie
dostarczał jej wodę i potrzebne składniki odżywcze.
Czasami jesteśmy
wybujałymi pędami
pozbawionymi instynktu samozachowawczego.
Dobrze, że nasz
Stwórca – troskliwy Ogrodnik – potrafi zadbać o te,
które owocują, a przyciąć te,
które okazują się bezużytecznymi.
Ot prawdziwa
historia z gatunku Gospel Pumpkin ;-)
Jesienią
ugotowałam z dyni pyszną zupę
według receptury śp. babci Pelagii.
według receptury śp. babci Pelagii.
Dziś trochę żałuję, że
jej nie "ochrzciłam"
tworząc z niej lampion ze znakiem krzyża.