Tego roku wyjątkowo trudno było mi wybrać się
na Drogę Krzyżową przed świtem
(dziękuję tym, którzy mnie skutecznie zmobilizowali).
Mknąc samochodem przez opustoszałe miasto,
przeżyłam „burzę mózgu” zastanawiając się nad intencją.
W końcu myśl, która mnie uspokoiła:
"niech to będzie Droga Krzyżowa DZIĘKCZYNIENIA".
Jak się później okazało, sposób prowadzenia nabożeństwa
pozwolił na omodlenie zarówno myślą, jak i spontanicznie
wypowiadanym słowem, wielu osób i spraw.
W zmęczeniu - które przeżywam - bardzo trafiło do mnie
stwierdzenie, że Pan Jezus pomimo wielokrotnych upadków
fizycznych, nigdy nie upadł duchowo,
a przyjęta w tym kontekście Komunia Święta okazała się
cennym Pokarmem.
Po wyjściu z kościoła w porannym śpiewie ptaków
usłyszałam stację XV – ZMARTWYCHWSTANIE,
a śniadankowa agape pomogła odważniej
zaglądać sobie w oczy.
D Z I Ę K U J Ę :-)