Mam
wrażenie, że Słowo, które do mnie jakoś szczególnie docierało
w ciągu ostatnich
dni przygotowywało do dzisiejszego święta.
Najpierw
„niedzielna Eliaszowa załamka”:
"Wielki już czas, o Panie! Odbierz mi życie,
bo
nie jestem lepszy od moich przodków".
W odpowiedzi słyszy:
„Wstań, jedz, bo
przed tobą długa droga”.
Potem
w wigilię Wniebowzięcia z Księgi Ezechiela:
„Ty więc, synu człowieczy, słuchaj
tego, co ci powiem.
Nie opieraj się, jak ten lud zbuntowany.
Otwórz usta swoje
i zjedz, co ci podam” (…)
Był to zwój księgi (…) zapisany z jednej i drugiej
strony,
a opisane w nim były narzekania, wzdychania i biadania. (…)
Zwój, który był pełen problemów i trosk, okazał się słodkim.
Można go bez trudu skojarzyć z jarzmem,
które niesione z Jezusem
staje się słodkie, a brzemię lekkie.
Jak tu nie łączyć tego faktu z życiem
Maryi,
która pokazała jak przyjmować i wypełniać trudne Słowo tak,
aby stawało się Ono "biletem do Nieba".
Dziś, gdy ziemia rozkwita zapachem ziół
i słodyczą nektaru kwiatów,
wspominamy Jej w-Niebo-wzięcie,
wspominamy Jej w-Niebo-wzięcie,
mając nadzieję na nasz owocny finał w perspektywie wieczności.
Spoglądając na bujne łąki i ogrody,
moje dalsze skojarzenie biegnie do Pieśni nad Pieśniami,
moje dalsze skojarzenie biegnie do Pieśni nad Pieśniami,
gdzie Miłość Oblubieńcza
wyrażona jest także w smakach i zapachach.
Trudno powiedzieć czym oczarowała Jego serce,
ale ciągle ma szansę dążyć do bram Nieba.
Chociaż odważnie wyznaje: Mój miły
jest mój, a ja jestem Jego
to myślę, że te Słowa w pełni może wypowiedzieć
tylko Maryja.
Dziękuję za mobilizację i natchnienie tym,
którzy przebywając w przededniu Wniebowzięcia
w nieco innym kręgu kulturowym,
jedli słodki chlebek, figi i winogrona.
No comments:
Post a Comment