.

.

Saturday 28 January 2012

o pragnieniach (kolejny raz)

Był taki czas w moim życiu, kiedy to nie miałam żadnych 
wielkich pragnień. Codzienność była na tyle trudna, 
że pełnią szczęścia dla mnie było w miarę 
normalne funkcjonowanie. 

Z czasem jednak pojawiały się nowe możliwości, 
a marzenia, o których nawet nie śniłam, 
stawały się faktem. Nastąpił jednak czas rozczarowań, 
kiedy to pragnienia stawały się dla mnie nieosiągalnymi 
i wtedy jak echo powracało do mnie stwierdzenie, 
że szczęśliwszy jest człowiek, który nie ma pragnień, 
lecz potrafi cieszyć się z tego co ma.

Mieć pragnienia, czy ich nie mieć? 
Hmm zdaje się, że trzeba koniecznie poszukać złotego środka?

Kilka dni temu coś do mnie dotarło. 
Często dzieje się tak, że myśli przeradzają się w pragnienia. 
Te z kolei pobudzają do konkretnego działania. 
Wiem, że bezruch jest śmiercionośny. 
Jeżeli nie dopuszczę do siebie działania Bożego Ducha, 
to moje ciało stanie się słupem soli... 
i odwrotnie: jeśli nie uruchomię ciała, 
to mój duch nie będzie miał gdzie mieszkać...


Co zrobić, aby brak możliwości realizacji pragnień nie ranił? 
Jak korygować je na bieżąco i nie pozwolić sobą manipulować?

Ponoć życie nie jest ani lepsze, 
ani gorsze od naszych wyobrażeń – jest po prostu inne... 
i nikt ani nic nie może nas zranić bez naszej zgody.

hmm

No comments: