.

.

Monday 28 March 2011

na moje chwile "złe"

W moich chwilach „złych” - cierpienia fizycznego czy duchowego -
sięgam po teksty o ludziach, którzy potrafili godnie je znosić.


Cierpienie to droga, która przygotowuje człowieka
do lotu ku górze.
(Jan Paweł II)


Marco Politi w książce Papa Wojtyła. Pożegnanie.
opisuje ostatnie chwile Jana Pawła II:


Niesprawny, słaby, prawie bez głosu, pokazał nam,
że starość i śmierć są wpisane w los każdego człowieka
dlatego zasługują na szacunek i uwagę.

Jan Paweł II przeżywa swoją Pasję.
W godzinie próby są z nim wierni (…) a jednak nawet on,
jest sam wobec cierpienia i niemocy.


 
W dzień audiencji ogólnej. On wychyla się z okna
i znów z jego ust nie pada ani jedno słowo.
Patrzy na plac, nad którym jeszcze niedawno panował
głosem, ruchem, gestem, i do oczu napływają mu łzy.
Nikt nigdy nie widział, żeby Papież płakał.
Ten płacz czyni go jeszcze bliższym.
Dociera do wierzących i niewierzących.

U kresu życia Wojtyła pokazuje tylko swoje ciało.
Porozumiewa się, odsłaniając cierpienie.
Dodaje wiernym odwagi, zaświadczając niemą
i udręczoną twarzą, że cierpienie nie jest jałowe.


Bardzo gorzki jest ten kielich, który Jan Paweł II
postanowił wypić, łyk po łyku, do ostatniej kropli.
I robi to, nie chowając się, nie kryjąc w zakątkach Watykanu
jak pokonany władca.


Wystarczają mu oczy:”żywe, udręczone, czułe i zagniewane”,
by powiedzieć tym, którzy patrzą na niego,
że nikt nie umiera dla siebie i nikt nie żyje dla siebie.
Ponieważ słabość ciała, jak każdą ludzką słabość,
przezwycięża wewnętrzne oczyszczenie.

Męka, którą przeżywa jest też milczącą próbą
nadania godności męce milionów mężczyzn i kobiet,
którzy przeżywają udrękę choroby bez czyjegokolwiek
zainteresowania, bez pomocy, bez współczucia.
I tak jego cierpienie staje się zwierciadłem
i odkupieniem dla innych cierpiących.



W tych dniach pytam siebie już nie tyle
o wielkopostne postanowienie,
ile o wielkopostne zjednoczenie.


Sunday 27 March 2011

lot orła

Spoglądając na osobowość i sportową karierę Adama Małysza
myślę, że można powiedzieć:
w oczach świata – król

w oczach własnych – sługa pomnażający talenty,
którymi został obdarowany.

Piękna jest jego odwaga wypowiedzi, gdy mówi:
nie stałem się wierzącym dopiero z chwilą, gdy staję
na rozbiegu
, tylko dużo, dużo wcześniej...


Gdy wybiję się z progu, to bliższy jestem,
tam wysoko w powietrzu, rozmowy z Bogiem, niż z ludźmi.


W chwilach kryzysu:
trudniejsze pytania zadawałem patrząc jeszcze wyżej,
niż latam na nartach...

A wątpliwości rozwiewała żona,
która wierzyła we mnie bardziej niż ja sam.



To, co przeżyłem to DAR OD BOGA,
któremu dziękuje na różne sposoby i poprzez różnych ludzi
z perspektywy lotu:



i przyziemia:


Ostatni jego oficjalny skok został skomentowany
w jakże eschatologiczny sposób:
Oto lot orła do ZWYCIĘSKIEGO GNIAZDA
dopowiem: którego namiastkę możemy przeżywać już teraz:-)

Sunday 20 March 2011

Tabor "na bis"

Czasami gdy przydarzy się nam coś niezwykłego,
mamy ochotę - w emocjach - wszystko i wszystkich
„oprawić w ramkę”.
Na Górze Tabor Piotr myśli bardzo podobnie.
Widząc przemienionego Jezusa i rozmawiającego z Nim
Mojżesza i Eliasza, chce postawić trzy namioty.

Bóg Ojciec reaguje natychmiastowo, pokazując,
że najważniejszy jest Jego Syn.

Ten zbliża się do uczniów dotyka, uspakaja i każe iść…
Sam za „chwil parę” zamieszkuje w "namiocie" – tabernakulum,
także mego serca.


Czy jestem "namiotem" dla Jedynego Pana,


czy "polem namiotowym" dla tysiąca
pseudo ważnych spraw?





Saturday 19 March 2011

biblijne góry w wielkopostną „niedzielę przemienienia”

Synaj Tabor Syjon – Golgota

Sporą radością dla mnie jest doszukiwanie się biblijnych
powiązań szczególnie pomiędzy Starym a Nowym Testamentem.

Myślę, że takim fragmentem jest także
Przemienienie na Górze Tabor.



Na Synaju Pan Bóg przekazał Prawo spisane
na kamiennych tablicach

- shema Israel

Tabor to objawienie uczniom Syna umiłowanego
- Jego słuchajcie

który na Syjonie w czasie Ostatniej Wieczerzy
proklamuje prawo miłości
- To jest moje Ciało... To jest moja Krew… za was

i ostatecznie je przypieczętowuje na Golgocie
- wykonało się

by zmartwychwstanie stało się faktem.

Sunday 13 March 2011

kairos - chronos

Od kilku dni nurtuje mnie myśl,
na ile to co robię „mocą Jego imienia”, 
rzeczywiście oddaję Panu Bogu,
a na ile czynię to dla mojego dobrego samopoczucia
i drugiego człowieka.

Zaciekawiło mnie zestawienie pojęć dotyczących czasu.

Chronos
to czas który przepływa, można w nim robić rozmaite,
nawet dobre rzeczy, ale niekoniecznie z myślą o Panu Bogu.


Kairos
to czas spotkania, w którym rozpoczyna się
żywy kontakt z Bogiem tu i teraz.
Jest czasem pulsującego życia, w którym możemy
dać Panu szansę, by do nas przemówił.



NOW = TERAZ

I analogicznie: post przeżywany w duchu chronos, jest tylko wyczynem mniej lub bardziej spektakularnym.
Post przeżywany w duchu kairos
jest szkołą zawierzenia Panu Bogu,
poznawaniem własnej słabości,
szukaniem dróg nawrócenia się
i zwrócenia ku Niemu…

Panu Bogu - kairos... czy tylko - chronos...

 Wszechmogący Boże, uprzedzaj swoim natchnieniem
nasze czyny i wspieraj je swoją łaską,
aby każde nasze działanie od Ciebie brało początek
i w Tobie znajdowało dopełnienie...

(z kolekty z czwartku po Środzie Popielcowej)


Friday 11 March 2011

ramiona, które łączą

W zeszłym roku mieliśmy spory dylemat jak połączyć ciszę
Wielkiego Piątku ze wspomnieniem 5 rocznicy śmierci
Ojca Świętego, która przypadała w ten właśnie dzień.
  Postanowiliśmy czuwać, przed Panem Jezusem
dopiero co złożonym w grobie, wraz z Janem Pawłem II.

Natchnieniem było dla nas zdjęcie zrobione podczas
Drogi Krzyżowej
na kilka dni przed jego śmiercią.
Postawiliśmy fotel z białą piuską,
czytaliśmy papieskie teksty o adoracji Pana.



Każdy uczestnik mógł zabrać ze sobą właśnie to zdjęcie,
z krótkim zdaniem z przytaczanej przez nas
nieco dłuższej wypowiedzi Papieża:

Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń
oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13,25),
poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca.

Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać
w naszych czasach przede wszystkim «sztuką modlitwy»
jak nie odczuwać odnowionej potrzeby
dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem
obecnym w Najświętszym Sakramencie
na duchowej rozmowie,
na cichej adoracji w postawie pełnej miłości?

Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry,
przeżywałem to doświadczenie
i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!
  (Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia, 25)
Tak kończył się Wielki Post 2010 roku. Tegoroczny zaczyna się 
podobnie - na adoracji tego właśnie krzyża,
który jak twierdzą świadkowie:
Jan Paweł II trzymał z trudnością, dotykał go czołem.
  To nie Papież dźwigał krzyż, to krzyż dźwigał Papieża.

Panie Jezu, proszę daj nam taką umiejętność dźwigania krzyża,
a zarazem tak dźwigaj nasz krzyż,
aby moment naszej śmierci był błogosławionym.

Tuesday 8 March 2011

POMOC, która nadchodzi

W taki dzień tak ten - z lekka beztroski, z delikatnymi
akcentami świadczącymi o uczczeniu kobiecości -
"kręciłam się" po domu.
Z pewnym jednak zatroskaniem stwierdziłam,
że jakoś wewnętrznie nie czuję, że to już jutro
zaczyna się święty czas Wielkiego Postu.
Ledwie zaczęłam o tym myśleć otrzymałam
odpowiedź jakby "prosto z nieba".



Była to wiadomość, która mnie poraziła
i momentalnie sprowadziła na ziemię,
budząc z duchowego letargu.

Post, modlitwa i jałmużna stały się niezwykle "użyteczne"
w intencji Panu Bogu wiadomej, który jest


POMOCĄ, KTÓRA NADCHODZI.
Gdy znajdujemy się zamknięci
w dramatycznym Getsemani naszego zmagania:
Nie ja... lecz TY...
Kyrie, Kyrie Elejson...
Czy wystarczy mi Twojej łaski?

Sunday 6 March 2011

skała czy piasek

Zaintrygowało mnie dzisiejsze Słowo Boże,
a szczególnie tekst Ewangelii. Ale może po kolei.
W pierwszym czytaniu Mojżesz mówi:
"Weźcie sobie te moje słowa do serca i do duszy
(...)
Ja kładę dziś przed wami błogosławieństwo
albo przekleństwo."
(
Pwt 11,18.26)


W moim przekonaniu w Ewangelii świętego Mateusza

z przekleństwem - w pewnym sensie -
wiążą się mocne słowa trzykroć powtórzone:

   „Nie każdy, który mi mówi: »Panie, Panie«, wejdzie do
królestwa niebieskiego, lecz ten,
kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.
»Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia
i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia,
i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?«.
Wtedy oświadczę im: »Nigdy was nie znałem.
Odejdźcie ode Mnie wy, którzy czynicie nieprawość.«

                                                                    (Mt 7,21–23)


Nie znalazłam egzegetycznego wyjaśnienia powyższego
fragmentu, poprzestaję więc na swoich przemyśleniach
i tym co usłyszałam. Z drżeniem zadaję sobie pytanie:
Czy można "mocą Jego imienia" oddalać się od Boga?
Myślę, że tak.
Można "mocą Jego imienia": pięknie mówić,
można wyrzucać z siebie zło,
można czynić wiele cudów dobra,
ale i tak wszystko to, co jest na poziomie naszych
myśli i czynów jest niedoskonałe i grzeszne - na piasku budowane
aż do momentu, kiedy w głębi swej duszy zaczniemy to czynić
z miłości do Pana Boga, który jest skałą.

Ach...trudne to, ale spoglądając na swoje życie widzę,
że możliwe i mam nadzieję, że nie jestem w błędzie.

Na koniec jeszcze słowa dzielnej pani Wandy Półtawskiej:
„Bo miłość to nie to co odczuwasz, ale to co postanawiasz.”

"Ja kładę dziś przed wami błogosławieństwo albo przekleństwo."

skała czy piasek? - piasek czy skała?


Saturday 5 March 2011

różnić się mocno, pięknie... i mądrze

Wczoraj, podczas prowadzonych przeze mnie zajęć padło następujące zdanie: 
If you're not part of the solution,
then you're part of the problem.
Jeśli nie przyczyniasz się do rozwiązania problemu,
ty sam go tworzysz.


Chociaż był to komentarz dotyczący kwestii ekologicznych, mnie nasunęło się skojarzenie z listem o.Ludwika Wiśniewskiego do Nuncjusza Apostolskiego w Polsce abp.Celestina Migliore. Napisany jest on w tonie odważnym i może właśnie dlatego w moim przekonaniu, szczególnie słusznym.
Zgadzam się z bardzo obrazowym stwierdzeniem, że nie jest dobrze z polskim Kościołem. Jest duży, kolorowy, imponujący - ale tak naprawdę jest sztucznie nadmuchany jak balon. Boję się, że nie doceniamy zagrożeń.

Ojciec Ludwik pisze:
- o swoistym triumfalizmie Kościoła,
- o podziale, który przebiega począwszy od Episkopatu, poprzez duchowieństwo a skończywszy na katolikach świeckich

- o braku "twarzy" w Kościele polskim czytelnej dla każdego, a chociażby dla większości
- o braku umiejętności komunikowania się hierarchów z wiernymi
- o braku umiejętności wsłuchania się w rytm ludzkiego życia

Autor nie poprzestaje jednak na krytycznym stwierdzeniu faktów. Proponuje szkic tematów do ogólnonarodowej debaty.

Całość można poczytać:
http://forum.wiara.pl/viewtopic.php?f=36&t=27016

Od niezamierzonej publikacji tego listu mija już pół roku i jakoś nie docierają  żadne sygnały, że są plany, aby coś w tym kierunku robić. Coraz trudnej jest mieć w sobie wiarę w to, że ze strony Episkopatu pojawią się konkretne inicjatywy.


Dyskusje wśród krewnych i znajomych nie napawają optymizmem. W naszych parafiach, grupach formacyjnych też różnie się dzieje...
 

Wszyscy widzimy konieczność zmian, zdając sobie sprawę z tego, że  zło tryumfuje, gdy dobrzy ludzie nic nie robią.

Wspólnotowe doświadczenia ostatnich tygodni pokazują mi, że nie chcemy zdobyć się na wysiłek znalezienia płaszczyzny akceptacji i porozumienia opartej na szczerości. Zwycięża w nas mentalność wzajemnego zwalczania się, a nie duch współdziałania.
Czy już nie
umiemy się różnić mocno i pięknie?

Czy zapominamy o tym, że bycie unikalnym nie zawsze jest jednoznaczne z byciem użytecznym?