.

.

Thursday 13 September 2012

puk puk - tu dusza

W ostatnich miesiącach bywało tak, 
że strach przed codziennością był tak wielki, że paraliżował poranki. 
Jedynym skutecznym sposobem na jego zagłuszenie,
 było sięganie po Słowo Boże na dany dzień. 
Efekt był różny, ale pozwolił jakoś przetrwać.

Dziś z perspektywy czasu zgodzę się ze stwierdzeniem, że
złe nastawienie jest jak przebita opona - nie ruszysz dopóki jej nie zmienisz.


 W rzeczywistości to Jezus bierze na siebie 
dziury naszych niesprawiedliwości, 
a w zamian daje siłę 
do cierpliwego znoszenia słabości drugiego człowieka. 

Czy trzeba nam czegoś więcej?

Albo "laczek" albo jazda ;-)


2 comments:

fortheglory said...

Czyli rozumiem, że okres "paraliżu" był jak - trzymając się tej tematyki- zestaw naprawczy? ;))

Jak najmniejszych "jam" na drodze jaką mamy podążać w najbliższym czasie, by tej 'opony' znów nie trzeba było łatać ;))

MaNa said...

Rzeczywiście okres paraliżu stał się zestawem naprawczym ;-)

A z tymi "jamami", które i tak pojawią się na naszej drodze, to w moim przypadku sprawa dyskusyjna. W sytuacji, kiedy nie mam szans ich ominąć zwykle w ostatniej chwili zwalniam i w nie wpadam :-(, zamiast "przelatywać" nad nimi na pełnej prędkości.
Fizycznie "laczka" jeszcze nie miałam, ale duchowo nie raz schodziło ze mnie powietrze...

Panie Jezu, zabierz ode mnie letnie "cofnięcie", a daj przebojowość miłości.