.

.

Wednesday 5 January 2011

..."bo i ja mam Matkę"...

Tym razem zupełnie inne wejście w Nowy Rok,
niż np. roku temu, gdy ze sporą gromadą „Taize-owców”
cieszyliśmy się upływem czasu,
kiedy to cyfra lub dwie, zmieniają się w jego zapisie.
Świat wokół w sumie taki sam, ale na ile my zmieniamy się
w oczekiwaniu na ostateczny koniec czasów?


Choć minęło już kilka dni, ciągle jest we mnie sporo radości,
a może raczej szczęścia
w związku z pierwszą Noworoczną Eucharystią. 
Była Ona taka zwyczajna, ale z pięknym błogosławieństwem:
Niech cię Pan błogosławi i strzeże.
Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą,
niech cię obdarzy swą łaską.
Niech zwróci ku tobie oblicze swoje
i niech cię obdarzy pokojem.

(Lb 6,24-26)


Była Ona taka zwyczajna, ale szczególna
bo z Matką Bożą Rodzicielką, dzięki której
poznaliśmy początek naszego Zbawienia
i możemy prosić, abyśmy z radością zebrali Jego owoce
w Tym, który jest źródłem wszelkiego dobra
i doprowadza do pełnego rozwoju.

(z modlitwy nad darami)

Była Ona taka zwyczajna, ale tak naturalnie radosna
za sprawą drobnych wpadek wynikających także
z lekkiego sylwestrowego niedospania :-). 
W pewnym momencie miałam wrażenie, że Matka Boża
patrzy na nas z uśmiechem, jak na gromadkę
nieco rubasznych dzieci, którym nie zawsze
wszystko wychodzi perfekcyjnie.


Z punktu widzenia rodzica dochodzę do wniosku,
że Maryja musiała być absolutnie wyjątkową kobietą,
ponieważ Jej Dzieckiem, był Syn Boga.

Przytoczę jeszcze poruszające dla mnie słowa Michela Quoista:
Mój najpiękniejszy pomysł to moja Matka.
Brakowało mi Matki więc uczyniłem Ją.
Uczyniłem Maryję moją Matkę, zanim Ona mnie poczęła.
Teraz jestem naprawdę człowiekiem jak wszyscy ludzie.
Niczego już im nie mam do pozazdroszczenia
bo i ja mam Matkę.
Prawdziwą.
Brakowało mi tego.
Moja Matka nazywa się Maryja – mówi Bóg.

 

... i moja też :-))) 


No comments: