.

.

Monday 23 August 2010

poruszeni... czyli "poprawiny ślubnych refleksji"

Wiele par małżeńskich początek swej wspólnej drogi
zaczyna perfekcyjnie: od wzruszającego ślubu
i hucznego wesela
. Dobrze jednak, gdy perspektywa
mozolnego budowania miłości, budzi respekt, a równocześnie
przeświadczenie, że ludzkimi siłami niewiele da się zrobić
.

Trudno nie docenić wysiłku rodziców, rodzeństwa, znajomych,
którzy zrobili wszystko, co tylko w ich mocy by
w "weselnej Kanie Galilejskiej" niczego nie zabrakło,
by słowem wyrazić to co się da, a gestem czy wzruszeniem
pokazać to co trudno jest zwerbalizować.

Sporo trzeba było wysiłku, aby nic ważnego nie umknęło,
pomimo napięcia w oczekiwaniu na kulminację -
- przysięgę małżeńską - podczas której ich drżące ręce
(poprzez stułę) chwyta Pan i od tej chwili mogą być już
na zawsze RAZEM we TROJE.


Cudownie było wreszcie patrzeć na wdzięczność Temu,
który jest Dawcą ich miłości i włączyć się w uwielbienie
wypowiedziane,
wyśpiewane,
wyklaskane,
delikatnie wytańczone
i w czerwieni róż tak pięknie u Jego stóp złożone. 

Spoglądając na małżonków wśród gości -
- którzy ślubowali sobie całkiem niedawno
i może "trochę" dawniej - można było wyczuć jak bardzo
biją im serducha, poruszane słowami o miłości,
o której słyszeli na swych zaślubinach
i do której ciągle pragną dążyć. 

Trudno wreszcie, aby w nas wszystkich nie
rozbudziły się na nowo pragnienia wzrostu miłości,
która nie tyle wyczekuje,
ile uprzedza w swej dobroci i mobilizuje
do tworzenia oaz barwnej codzienności.




I jeszcze nasuwa mi się jedno słowo dopowiedzenia:
Miłość to pragnienie bycia silnym, w walce ze słabościami.


 

No comments: